Bardzo polubiłem Chiang Mai od pierwszej chwili. Dobrze się tam czułem. Być może to za sprawą kameralnego hotelika Rustic River opodal rzeki Ping gdzie zatrzymałem się i gdzie tak bardzo podobały mi się drewniane podłogi i sprzęty.
Spędziłem nieśpieszne godziny nad rzeką Ping spacerując a potem na kolacji w jednej z wielu pięknie położonych tam restauracji gdzie znalazłem wiele wegańskich smacznych dań. W Chiang Mai skosztowałem też po raz pierwszy tropikalnego owocu mangosteen, który bardzo mi posmakował.
Wieczorem przysiadłem przed wschodnią Bramą Tha Phae prowadzącą do starego miasta -pojadałem owoce mangosteen spoglądając na ludzi przechodzących wokół i na wszędobylskie skutery i pomyślałem, że chętnie bym tu pomieszkał dłużej na kilka miesięcy w roku i tak jak wszyscy wokół poruszał się skuterem po mieście i jego pięknych wiecznie zielonych okolicach.
Niedawno sobie pomyslalam, ze tak z polowa moich postow jest o buddyjskich swiatyniach. Tak przegladam ostatnie Twoje wpisy i tez jedna za druga widze 🙂 Uwielbiam swiatynie! Az mi te posty przypomnialy, ze koniecznie musze napisac o starych buddyjskich swiatyniach do ktorych plynie sie lodzia z Sangkhlaburi, gdzie mieszkalam wczesniej.
A Chiang Mai jest piekne, ma dusze to miasto…
Bardzo dziękuję za miłe odwiedziny Aniu ! Bardzo mi miło Tak zdecydowanie jestem zafascynowany świątyniami buddyjskimi i hindu od czasu Bodh Gaya w Indiach a potem Boudhanath w Nepalu Tajskie świątynie są cudowne najbardziej o świcie i tuż po zmierzchu kiedy niebo jeszcze ciemno niebieskie Tajlandia bardzo mnie fascynuje Będę czytał Twoje notki