W stronę Dieng, Jawa, Indonezja

Wędrując z plecakiem po świecie wiem, że ta chwila nadejdzie w trakcie każdej mojej wędrówki. Przez ostatnie lata tak bywało w Patagonii, podczas El Camino w Hiszpanii, w Japonii, w Indiach, w Nepalu, czy w Peru. Tak było i teraz już w Indonezji. Nadszedł ten moment kiedy zdarza się coś nieprzewidzianego w podróży coś co jest pewnym wyzwaniem, które sprawia, że trzeba opuścić strefę komfortu.

Oczekując rano na peronie stacji kolejowej Gambir w samym sercu Jakarty myślałem o długiej drodze oczekującej mnie tego dnia aby dotrzeć na Płaskowyż Dieng w środkowej Jawie. Przede mną było 6 godzin jazdy  pociągiem z Jakarty do Purwokerto, potem przesiadka w autobus do Wonosobo, a potem jeszcze jeden lokalny autobus z Wonosobo do małej wioski Sendangsari w drodze na Płaskowyż Dieng gdzie znalazłem miło wyglądające Airbnb Pondok Bamboo. Pomyślałem, że choć długa droga przede mną i troszkę niepewność czy dotrę na czas na ten ostatni autobus aby dojechać na nocleg – to było jeszcze bardzo rano i miałem cały dzień przed sobą i myślałem, że powinienem dotrzeć do Wonosobo sporo przed zachodem słońca. Znając tropiki wiedziałem, że słońce zajdzie około 18 ale po zachodzie słońca nie ma przebacz – ciemności egipskie zapadają prawie natychmiast i zmierzch trwa bardzo krótko. Tyle, że wtedy powinienem być już dawno na miejscu w Pondok Bamboo.

Cieszyłem się z tej trasy. Kiedy planowałem podróż przez Jawę miałem udać się z Jakarty przez Bandung do Yogyakarty (Jogja) a dopiero potem stamtąd wybrać się na jeden dzień na Płaskowyż Dieng. Emi – autorka wspaniałego bloga  Emi w drodze, a mieszkająca w Yogyakarcie świetnie poradziła mi aby nie wracać się do Dieng nadkładajac drogi przez Jogję ale wybrać się tam po drodze Jakarty. Do Emi i jej (razem za partnerem Aldy) przemiłego guesthouse Luwabica jeszcze powrócę bo spędziłem tam kilka pięknych dni w Yogyakarcie.

Głos przez megafon na peronie dworca Gambir oznajmił w języku Bahasa Indonesia coś co sprawiło poruszenie na peronie. Miła kobieta na peronie powiedziała mi po angielsku, że pociąg będzie opóżniony. W informacji powiedziano mi, że opóźnienie będzie około godziny. To samo powiedziano mi jeszcze kilka razy potem i zrozumiałem, że informacja o ‚godzinie  opóżnienia’ to jest po prostu standardową odpowiedź na pytania zagranicznego turysty :^).  Okazało się, że w innym miejscu w Jakarcie zdarzył się wypadek na torach – pociąg uderzył w ciężarówkę na przejeździe. Mój pociąg do Purwokerto odjechał z prawie 5 godzinami opóźnienia. To sprawiło, że dojechałem tam tuż przed wieczorem. I tu dygresja, jeśli ktokolwiek z Was potrzebuje informacji lub pomocy na Jawie. Na większych stacjach kolejowych w biurze obsługi podróżnego są bardzo miłe, uśmiechnięte pracownice koleji dobrze mówiące po angielsku i bardzo pomocne. Jedna z nich napisała mi kilka zadań po indonezyjsku na kartce, którą dałem kierowcy taksówki aby podwiózł mnie na stację autobusów sporo oddaloną od stacji kolejowej. Tam znalazłem lokalny autobus Purwokerto – Wonosobo.

Zapadł zmierzch. Moje pierwsze spotkanie z transportem kołowym w Indonezji dało mi wiele obserwacji. Drogi są bardzo zatłoczone i wąskie i nawet niewielkie odległości wymagają wiele godzin jazdy. Lokalne autobusy zatrzymują się bardzo często na żądanie a nawet raczej i bez żądania kiedy konduktor namawia ludzi aby skorzystali z jego autobusu. Co jakiś czas kierowca i konduktor zatrzymują się też aby z kimś porozmawiać albo złapać coś na ząb :^)  Na mojej mapie w telefonie spoglądałem na żółwie tempo naszej podróży do Wonosobo. Tymczasem mocno rozpadało się. Do Wonosobo dojechaliśmy już późno w ciemnościach i w ulewie. Wiedziałem, że o tej póżnej porze lokalne autobusy do Dieng już nie kursują i byłem w kropce. A jednak konduktor okazał się bardzo pomocny i kierowca zboczył z kursu aby podwieźć mnie specjalnie na postój taksówek. I tak dostałem się do mojego Airbnb choć zupełnie inaczej niż planowałem.

Pondok Bamboo okazał się ślicznie położony wśród plantaży ryżu i opodal wioski a gospodarze bardzo mili i uczynni. Raniutko przechodząc przez wioskę obserwowałem życie mieszkańców. W autobusie Wonosobo – Dieng byłem jedynym turystą i z zaciekawieniem obserwowałem życie w wioskach po drodze na Płaskowyż Dieng, który jest położony ponad 2000 metrów nad poziomem morza i jest bardzo często spowity we mgle i w chmurach przesłaniających wulkany wokół. Na Płaskowyżu znajduje się krater aktywnego wulkanu Sikidang. Unosi się nad nim para a wokół bulgocze gotująca się błotnista woda.

Kiedy dotarłem do Dieng było jeszcze bardzo rano. Wyruszyłem w pieszą wędrówkę aby zobaczyć Hinduistyczne Świątynie zbudowane ponad 1200 lat temu i  najstarsze na Jawie. Dotarłem do Świątyni Candi Bima, która ma dla mnie specjalne znaczenie. Okrążając ją myślałem tak wiele dobrych myśli i fal i w myślach gorąco prosiłem o szczęście dla kogoś bardzo daleko. Byłem wzruszony, że udało mi się tam dotrzeć po latach.

 

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s